Setne urodziny Pani Władysławy - kobiety o niezwykłej sile i sercu

Setne urodziny Pani Władysławy - kobiety o niezwykłej sile i sercu

Pani Władysława Czekańska z Kopytowej obchodziła swoje setne urodziny - jubileusz niezwykłego życia pełnego odwagi, wiary i siły.

23 października 2025 roku swoje setne urodziny obchodzi Pani Władysława Czekańska, mieszkanka Kopytowej. Urodzona w 1925 roku, pochodzi z biednej, lecz bardzo pracowitej rodziny. Już jako dziecko musiała zarabiać na chleb - poszła na służbę, by wspomóc dom.
Całe życie ciężko pracowała, wychowała czworo dzieci, doczekała się dwunastu wnuków i dwudziestu trzech prawnuków. Dziś, mimo sędziwego wieku, porusza się samodzielnie, zachowując pogodę ducha i niezwykłą pamięć.

Z okazji jubileuszu Panią Władysławę odwiedzili przedstawiciele Gminy Chorkówka: Wójt Grzegorz Węgrzynowski, Zastępca Wójta Tomasz Tłuściak, Przewodniczący Rady Gminy, Radny i Sołtys Kopytowej Tomasz Munia, Radny Kopytowej Rafał Skrzęta oraz Kierownik Urzędu Stanu Cywilnego Ewa Solińska.
Podczas wizyty przekazano Jubilatce gratulacje, kwiaty i serdeczne życzenia. Spotkanie przebiegało w atmosferze wzruszenia i wdzięczności - trudno było nie podziwiać siły tej drobnej, ciepłej kobiety, której życie mogłoby posłużyć za gotowy scenariusz filmowy.
Pani Władysława Czekańska, mieszkanka Kopytowej
Wspomnienia spisane przez wnuczkę
Historię swojego życia Pani Władysława powierzyła wnuczce, która spisała jej wspomnienia - pełne bólu, odwagi i wiary. Wśród nich znalazły się wydarzenia, których nigdy nie zapomniała.
W 1943 roku, mając zaledwie 18 lat, została zabrana do Auschwitz w Oświęcimiu.
Jak wspomina: "Kiedy rozpoczęła się II wojna światowa i Niemcy zrobili tzw. uliczne łapanki, także sołtys wybierał ludzi, których Niemcy zabierali do pracy. Ja też zostałam wybrana, ponieważ pochodziłam z biednej rodziny. Początkowo się ukrywałam po polach, u krewnych, ale zagrożono, że zabiją moją mamę, więc się poddałam. Kilka dni później zabrano mojego tatę, który został zabity w Oświęcimiu."
Z opowieści pani Władysławy bije prostota, szczerość i ogromny ciężar przeżyć.
Dalej wspomina: "Droga trwała całą noc i cały dzień. Wieźli nas w wagonach bydlęcych. Było nas bardzo, bardzo dużo. Co chwilę dobierano coraz to więcej ludzi. W czasie drogi dopiero w Krakowie dostaliśmy jeść. Kobieta, która rozlewała zupę, rozcięła mi głowę chochlą, ponieważ zostałam wypchnięta z szeregu."

Warunki, w jakich przyszło jej żyć, trudno sobie dziś wyobrazić: "Na nogi dostałam drewniane buty, jako ubranie strój w biało-niebieskie pasy. Ubikacja znajdowała się 100 metrów od baraków. W czasie mrozu polewano nas zimną wodą. Spałyśmy na piętrowych łóżkach, które były zbite z desek i wyścielone słomą. Było nas 100 lub 150 osób."
"Na śniadanie dostawaliśmy chleb i czarną, gorzką kawę, a na obiad zupę z kaszą. Nie zawsze tak było. Nie raz zaznałam głodu. Zaraz po śniadaniu, około godziny 6.00, szłyśmy do pracy. Wracałyśmy o 16.00. Pracowałam w trzyosobowej grupie na torach. Nosiłam progi, a w niedzielę węgiel do baraków.
"

Mimo głodu i zimna, nigdy nie straciła wiary: "W każdej wolnej chwili razem z innymi modliłam się. Wspólnie prosiliśmy o cud. Kilka razy widziałam, jak ginęli ludzie. W okrutny sposób traktowano Żydów. Gdy szli do pracy, a jeden z nich wysunął się z czwórki, to został zagryziony przez psa."
"Często ostrzegano nas przed ucieczką. Grożono, że nas zabiją. Pewnego dnia widziałam, jak cztery Rosjanki podjęły próbę ucieczki. Nie udało się im. Złapano je, związano, goniono wkoło baraku i bito biczami. Nie wiem, co się z nimi stało. Czy w ogóle przeżyły."
"Byłam więziona od października do lutego. Były to najgorsze miesiące mego życia.
"

Los jednak dał jej szansę na ocalenie.
"Tam, gdzie pracowałam, pracowali polscy kolejarze. To oni wyciągnęli do mnie i dwóch innych kobiet pomocną dłoń. Jednego dnia poprosiłyśmy, aby żołnierz, który nas pilnował, pozwolił nam iść do kościoła. Zgodził się. W tym samym czasie on wyjechał w głąb Niemiec. Byłyśmy już umówione z jednym z kolejarzy. Obiecał, że pomoże nam w ucieczce."
"Prosto z kościoła zapakował nas do wagonu z węglem i zawiózł do Płaszowa. Nikt nas nie zauważył, bo byłyśmy przysypane przez śnieg. Z Płaszowa uciekałyśmy na nogach przez lasy, łąki i pola. W Jaśle zasłabłam. Miałam spuchnięte nogi. Przez tydzień byłam poważnie chora.
"
"Musiałam uciekać z Oświęcimia, bo na drugi dzień miała być wykonana egzekucja na nas. Miałam dużo szczęścia. Dowiedziałam się, że uznano mnie za zaginioną. To jest cud, że jeszcze żyję."

Choć los nie szczędził Pani Władysławie cierpienia, potrafiła na nowo zbudować swoje życie. Wyszła za mąż, wychowała czworo dzieci, a z czasem doczekała się licznej rodziny - wnuków i prawnuków, którzy dziś są jej radością.

Z okazji setnych urodzin życzymy Pani dużo zdrowia, pogody ducha i spokojnych dni spędzanych w otoczeniu kochającej rodziny. Niech każdy dzień przynosi radość i wdzięczność za piękne życie, które - mimo tylu trudnych chwil - stało się świadectwem niezwykłej odwagi, pracowitości i miłości.
Niech zawsze towarzyszy Pani spokój serca, ciepło najbliższych i świadomość, że jest Pani dla nas wszystkich prawdziwym przykładem siły i dobra
- przekazał Wójt Gminy Chorkówka wraz z pracownikami Urzędu Gminy oraz Radą Gminy Chorkówka.
Źródło: Gmina Chorkówka

Komentarze

Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Portal nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.